Miało być mniej o paskudnej rzeczywistości, ale nie będzie. Będziemy pracować i pracować, bo za długo żyć będziemy. A na cmentarzu coraz więcej mogił ludzi młodych. Półroczne kolejki do lekarzy specjalistów. Prędzej Boga ujrzymy niż lekarza. I to pokolenie ma żyć na tyle długo, że fundusze emerytalne zubożeją ? Z drugiej strony faktycznie nie ma alternatywy dla dłuższego czasu pracy. Gdyby nagle stał się cud i kobiety zaczęły rodzić dwa razy w roku to i tak niczego nie załatwi.Właściwie to zastanawiam się czy jakiekolwiek posunięcia rządu w polityce socjalnej są w stanie skłonić kobiety by rodziły więcej dzieci. Nie wydaje mi się. Chyba bezpowrotnie minęły czasy gdy jedynym celem kobiet było macierzyństwo , a tak przynajmniej uważała większość mężczyzn. Nie jestem żadną feministką-ale trudno też mi uwierzyć w to, że wysokie zasiłki rodzinne, łatwość w zdobyciu mieszkania, wydłużone urlopy macierzyńskie skłonią kobiety do rodzenia kilkorga dzieci. Nasze babcie rodziły , a czasy wcale nie były łatwe. Być może źle myślę-ale na wielodzietność rodzin to nie godziwe warunki a pospolity analfabetyzm wpływał. I bardzo duży wpływ religii na wiernych. Czasy gdy jednym problemem związanym z przyszłością swych pociech było zapewnienie im jadła i w przyszłości wyszukanie żony lub męża dobrze uposażonych przecież nie wrócą. Dla jasności -nie jestem wrogiem kościołów-żadnych, ale faktom chyba trudno zaprzeczyć. I tak naprawdę to bardzo trudno mi uwierzyć w matki świadomie planujące np. siódmą czy ósmą ciążę. Czy obecnie perspektywa nawet najlepszych warunków socjalnych jest w stanie skłonić kobiety do powiększania rodziny? Wątpię. Macierzyństwo już nie jest jedynym priorytetem kobiety. Nie mam pojęcia czy to dobrze czy źle-ale taka jest rzeczywistość.Chociażby politycy wykłuwali sobie oczy złymi posunięciami to i tak czasu nie odwrócą-nie da się.