Dzisiaj czeka mnie bardzo trudne zebranie- denerwuję się jak przed pierwszą randką.Podjęłam decyzję o rezygnacji z reprezentowania wspólnoty, z paru innych zadań również i ...zaczynam czuć się jak dezerter. Może by mi to i do głowy nie przyszło, ale ludzie od dwóch tygodni próbują mnie wpędzić w poczucie winy-a przecież mają tylko przyjąć moją rezygnację. I nic więcej. Jeśli na zebraniu każą mi jeszcze raz tłumaczyć powód mojej decyzji to ja chyba białej gorączki dostanę-wytłumaczyłam powody już wszystkim razem i każdemu z osobna.Coś na przekonanych nie wyglądali, więc bardzo się denerwuję. A swoją drogą jeśli to taka intratna ,,fucha'' to powinno się mnóstwo chętnych zgłosić przecież-a nie twierdzić, że wszystko się rozpadnie, że ponad osiem lat starań pójdzie na darmo.I że to ja będę temu winna, bo jakieś ,,niezrozumiałe fanaberie wyczyniam''.No nic-byle do popołudnia-jakoś wytrzymam.
Humor poprawili mi moi cudni wnukowie-właśnie otrzymałam przesyłkę a w niej m.in. śliczny rysunek od trzyletniego wnuka. Przewędrował kawał Europy i wreszcie dotarł do mnie. I jakby jaśniej się zrobiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz