Obserwatorzy

czwartek, 30 grudnia 2010

Ja chcę by ten rok trwał i trwał!!!

Nigdy nie byłam fatalistką, więc dlaczego ogarnia mnie panika , że nadchodzący nowy rok bedzie gorszy od tego, który jeszcze trwa? To nie jest dla mnie dobry rok,z jednym wyjątkiem, urodziła mi się cudna wnuczka. I właściwie to tyle dobrych rzeczy , które spotkały mnie w tym roku, a jednak chciałabym by jeszcze trwał z takim status quo. Coś chyba niedobrze ze mną, skoro niezbyt jasną  przyszłość widzę, ale nic na to nie poradzę, w tym roku tak mam i już. Pfu ! stara dziwaczka ze mnie-ale coś trudno mi podzielac radosne oczekiwanie znajomych na nadchodzace NOWE. Właściwie to i  jakie nowe może mnie czekać? Wiem, po nowym roku urodzi mi się następny wnuk. Czekam na niego z nadzieją. 
 Tak sobie myślę, że jak z każdym następnym  rokiem, znów ubędzie bliskich, kolegów, znajomych z ,,naszej'' klasy,  przybędzie siwych włosów, zmarszczek- niby normalna kolej rzeczy- a jednak dopiero w tym roku dopadł mnie taki paskudny nastrój.

wtorek, 28 grudnia 2010

Absurd czy konieczność



Fot. sxc.hu
  Nie wiele spraw, które bezpośrednio mnie nie dotyczą(bo ja taka bardziej egoistka ) jest w stanie mną wstrząsnąć, ale po przeczytaniu w iternecie informacji o rozjeżdżaniu autami niedźwiedzi i drobniejszej zwierzyny lasów bieszczadzkich zwątpiłam w moją umiejętność czytania. Kierowcy rozjeżdżają na ulicach niedźwiedzie? 25 lat mieszkam tutaj i nigdy nie słyszałam o takim zdarzeniu. Żeby sarnę, jelenia, ba nawet wilka-ale niedźwiedzia? I to na taką skalę, aż należało  napisać projekt ,by zdobyć pieniążki z odpowiedniej  fundacji norweskiej  na stawianie znaków informujących o tym, że na obwodnicach : dużej i małej można spotkać zwierzynę leśną? Jestem  w stanie sporo zrozumieć: że my osławiona ściana wschodnia, że Polska C, ale że niedźwiedzie w tej Polsce C są głupsze niż w innych regionach świata i spacerują prosto pod auta to jakoś nie mieści mi się w głowie.Rozumiem, że zwierzęta na widok świateł samochodowych w nocy tracą orientację, ale albo ja nie wielewiem, albo ktoś sobie zakpił . Te znaki informacyjne , by kierowca wzmógł czujność to konieczność, czy znów przekroczono następną granicę absurdu?I na to idą ludzkie pieniądze. A swoją drogą bardzo chciałabym na ulicy spotkać żbika, rysia, to byłaby atrakcja. Watahę wilków przechodzących przez ulicę wieczorem w świetle auta widziałam kilkakrotnie, jelenia, sarny również. Ale na litość boską nie niedźwiedzie.I nie rysia.  Nawet żbika żywego miałam okazję dotknąć, bo pomyliłam go ze zwyczajnym kotem , wyjątkowo pięknym i bardzo dużym, kradnącym w hotelowej kuchni schab kucharkom, a ponieważ glupi ma więcej szczęścia niż rozumu, ten żbik, którego próbowałam złapać na udomowienie, był bardzo chyba moimi zakusami zdegustowany, bo skakał po firankach w jadalni ale nie zrobił mi żadnej krzywdy.A może  za dużo  skonsumował kradzionego schabu, by reagować jak dzikie zwierzę. Żbik uciekł, a ja uslyszalam od mądrzejszych od siebie co na mój temat myślą, oni zresztą stwierdzili,że to żbik, a nie kot. Gdyby chciano chronić spacerujące ulicą  żaby, pewnie artykułu bym nie zauważyła, żaby giną, to racja i to giną w nadmiarze, a zakłócenie równowagi nie sprzyja niczemu dobremu, ale niedźwiedzie ?!

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Minęły moje pierwsze święta  bez dzieci, i wcale mi się nie podobały. Bylo mi smutno, pusto, i kompletnie bez sensu. Dzieci dorosły i usamodzielniły się, mają swoje rodziny , daleko od domu a nawet kraju-a pamiętam moje westchnienia , by jak najszybciej urosły, to ja sobie odpocznę. Urosły, wyprowadziły się, a ja zmęczona pustym domem.Zmęczona bardziej pustką niż bywałam zmęczona domem pełnym przyjaciół dzieci, gwarem, śmiechem, muzyką, która zawsze bywała za głośna i zbyt nowoczesna dla moich uszu  .Gdy dzieci były w domu denerwowały mnie porozstawiane po kątach szklanki z niedopitą herbatą i kawą.I urządzałam awantury i dzieciom, i  gościom dzieci, bo co za dużo to niezdrowo mi się wydawało.Teraz umyte szklanki i kubki  zaczynają mnie denerwować. Chciałabym cofnąć czas.Przyjechała córka z rodziną na dwie godziny, porozmawiałam z synami przez skype'a  i tak wyglądały moje  święta , które z reguły nazywa się rodzinnymi. Pewnie, że sama mogłam gdzieś ruszyć zadek, ale nie w tym roku, narazie nie.Świętowałam  z moją mamą, kotem i ludźmi z o2, czatowymi znajomymi..Kot  uparcie demolował choinkę i to cała atrakcja pierwszego dnia świąt, ochrypłam od krzyczenia na niego.W niedzielę rano  wrócił mąż z dyżuru i kot nabrał nagle respektu, zlazł wreszcie na chwilę z drzewka. Nie wiem czemu ignoruje moje krzyki, machanie ścierką, klapsy, grożenie mu linijką.Patrzy mi prosto w oczy, słucha i za chwilę robi wszystko by mnie wyprowadzić z równowagi. 
Dziś musiałam trochę popracować, okazało się , że księga rachunkowa fascynuje kota bardziej niż choinka, a mój długopis to spelnienie kociego marzenia- dwie godziny mozolił się nad tym , w jaki sposób  jedno i drugie skonsumować.

piątek, 24 grudnia 2010

Świątecznie lub nie, jak kto woli

To miała być choinka, i nawet przez chwilę była, póki kot spał.Wystarczylo pół godziny by z choinki zostało takie czupiradlo, każda gałązka w inną stronę, ozdoby choinkowe na podłodze, łańcuchy zawleczone na balkon- choinki to już nie przypomina ale okazuje się  bardzo pożądanym przez kota Wacka legowiskiem .

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Chyba zupełnie straciłam wenę , najpierw wymarzyłam sobie olbrzymie (no prawie olbrzymie) kamienie do naszyjników frywolitkowych,ba, nawet nim je zamówiłam, to już wiedziałam jak je ,,obfrywolitkuję''. Wiedziałam, ale to było wtedy jak je zamawiałam w sklepie internetowym, a jak wreszcie je otrzymałam to cały pomysł mi gdzieś wsiąkł. Główkowałam kilka dni i doszłam do wniosku, że ja je obrobię frywolitką igłową. A igły ,,w lesie''. Więc usilnie dwa dni szukałam w internecie sklepu z igłami, aż przyszło mi do głowy zadzwonić do mojego ulubionego Dagaza i spytać sympatyczną właścicielkę sklepu czy jakimś cudem ona ich nie ma na składzie.Oczywiście miała, i to bez cudów jakowychś się obeszło.Schowałam kamienie w miejscu niedostępnym dla kota Wacława, czekałam kilka dni na te igły,no i wreszcie je mam. ,,Igłuję'' dwa dni , obcinam to co wyigłowalam, rzucam, robię następne, obawiam się , że coraz to brzydsze. Kot się cieszy bo ma co rozwłóczyć po całym domu, a ja chyba nadal tego ,,igłowania'' się nie naumiałam. I nie ma nadziei, że się kiedykolwiek nauczę.Wszystko co wydziergam jakieś takie niereformowalne, grube, szerokie, wielkie. Brzydkie jak noc listopadowa-a gdy patrzę na prace igłowe w internecie to jakieś takie normalne są i ładne . Może źle dobieram igły do grubości nici-no ale cudów nie ma : w cieńszą nie nawlekę Maxi, bo się nie zmieszczą w oczko.Grubsza jakaś taka strasznie grubaśna-odechciało mi się i igieł i frywolitkowania.A kamienie nie pamiętam gdzie schowałam-więc jakiś czarny tydzień na frywolitkowanie nastał czy co? Mąż mi przypomina, że za trzy dni święta więc pora pomyśleć o nich, tak jakby bez mojego myślenia  święta same nie przyszły. Przecież intensywnie myślę od tygodnia i nic mi nie udało się wymyśleć,a święta to święta, dla spokoju sumienia  nawet bigos ugotowałam i zamroziłam -więc zarzut , że mi nitki na rozum padły jest absolutnie niesprawiedliwy.

czwartek, 9 grudnia 2010

Bibuła i kot

Dziś paskudnie na dworze, śnieży, chmurno, zimno, postanowiłam poprawić sobie humor kolorem. Wyjęłam bibułę, przybory, usiadłam przy stole..i na tym właściwie powinnam zakończyć całą pracę. Kot zobaczył migające nożyczki, a na moje nieszczęście nie jest meteopatą, więc skacze jak szalony i zaczęła się wojna o każdy kawałek bibułki. Ja wycinałam on mi kradł spod nożyczek,

 
zwinięte kwiatuszki rozwłóczył po całym pokoju.Udało mi się wykonać bukiecik, ale wojnę definitywnie przegrałam, oberwał klapsa i ułożył się do spania w koszyczku na przybory, więc bukiecik niewykończony. Ja za to tak.Zrezygnowałam z frywolitkowania dzisiaj,bo ten urwis skacze na dłonie próbując odebrać mi czółenka, podrapal mnie porządnie , teraz przegrałam wojnę o nożyczki i bibułę, bo śpi na nich. Kocham koty, ale ostatnio tak jakby tylko te na zdjęciach.

niedziela, 5 grudnia 2010

J.Twardowski


rys. Alicja S. ,,Szarooka''
   
Jest miłość trudna
jak sól czy po prostu kamień do zjedzenia
jest przewidująca
taka co grób zamawia wciąż na dwie osoby
niedokładna jak uczeń co czyta po łebkach
jest cienka jak opłatek bo wewnątrz wzruszenie
jest miłość wariatka egoistka gapa
jak jesień lekko chora z księżycem kłamczuchem
jest miłość co była ciałem a stała się duchem

i ta co nie odejdzie-bo znów niemożliwa..."

czwartek, 2 grudnia 2010



To mój kot, niespelna trzymiesięczny, i moje scindapsusy ocalałe po  kociej nocnej wyprawie na półeczki z kwiatami.W ciągu jednej chwili mojej nieuwagi wywalił trzy doniczki z rozpiętymi na linkach pędami, doniczki pospadały , pędy zostały na miejscu. Zniszczył  je , a ja trzy lata te scindapsusy  hodowałam. Były bardzo ładne.  Najchętniej wywaliłabym go na śnieg-a nuż jakiś pies go skonsumuje? Albo lisowi przypadłby do gustu?