Obserwatorzy

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Minęły moje pierwsze święta  bez dzieci, i wcale mi się nie podobały. Bylo mi smutno, pusto, i kompletnie bez sensu. Dzieci dorosły i usamodzielniły się, mają swoje rodziny , daleko od domu a nawet kraju-a pamiętam moje westchnienia , by jak najszybciej urosły, to ja sobie odpocznę. Urosły, wyprowadziły się, a ja zmęczona pustym domem.Zmęczona bardziej pustką niż bywałam zmęczona domem pełnym przyjaciół dzieci, gwarem, śmiechem, muzyką, która zawsze bywała za głośna i zbyt nowoczesna dla moich uszu  .Gdy dzieci były w domu denerwowały mnie porozstawiane po kątach szklanki z niedopitą herbatą i kawą.I urządzałam awantury i dzieciom, i  gościom dzieci, bo co za dużo to niezdrowo mi się wydawało.Teraz umyte szklanki i kubki  zaczynają mnie denerwować. Chciałabym cofnąć czas.Przyjechała córka z rodziną na dwie godziny, porozmawiałam z synami przez skype'a  i tak wyglądały moje  święta , które z reguły nazywa się rodzinnymi. Pewnie, że sama mogłam gdzieś ruszyć zadek, ale nie w tym roku, narazie nie.Świętowałam  z moją mamą, kotem i ludźmi z o2, czatowymi znajomymi..Kot  uparcie demolował choinkę i to cała atrakcja pierwszego dnia świąt, ochrypłam od krzyczenia na niego.W niedzielę rano  wrócił mąż z dyżuru i kot nabrał nagle respektu, zlazł wreszcie na chwilę z drzewka. Nie wiem czemu ignoruje moje krzyki, machanie ścierką, klapsy, grożenie mu linijką.Patrzy mi prosto w oczy, słucha i za chwilę robi wszystko by mnie wyprowadzić z równowagi. 
Dziś musiałam trochę popracować, okazało się , że księga rachunkowa fascynuje kota bardziej niż choinka, a mój długopis to spelnienie kociego marzenia- dwie godziny mozolił się nad tym , w jaki sposób  jedno i drugie skonsumować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz