Obserwatorzy

niedziela, 15 lipca 2012

Co to jest?

 Ja jestem płochliwa jak mało kto -chyba. Przed pięcioma minutami z mojego okna fotografowałam  burzowe niebo , przynajmniej chciałam je sfotografować. Wyszło jak zwykle-ale nie o to chodzi- sfotografowałam coś, czego przecież nie ma. I teraz nie wiem, mam się bać  czy jeszcze nie. To zdjęcia wykonane jedno po drugim-sami osądźcie:

Nie mam zielonego pojęcia co ja sfotografowałam, to dach od parterowej ,,dobudówki'' a co na nim?

Za chwilę był zupełnie czysty.

czwartek, 12 lipca 2012

I wykrakałam





Zachciało mi się pisać w poprzednim poście o chorobach no to wykrakałam sobie szpital.Właśnie z niego wyszłam i próbuję się zmobilizować do jakiegokolwiek działania.Z nadmiaru zaległej pracy sama nie wiem od czego zacząć. Najpierw oczywiście dokumentacja wspólnoty mieszkaniowej, potem sprzątanie po regularnym remoncie w całym budynku. Oby już nigdy takich wielkich robót budowlanych bo ja nie przeżyję. Niby tylko wkłady kominowe zleciłam montować, ale nigdy nie przypuszczałam, że montaż w ośmiu kominach narobi tak strasznego bałaganu .  Cena za tę  usługę  zwala z nóg, jednak przeraża chyba tylko mnie , reszta właścicieli jest zajęta sprzątaniem i próbami wykaszlania z oskrzeli  ,,urobku'' z frezowania tych kominów. To wygląda jak  Armagedon-wszędzie sadza i pył ceglany fruwa.Mnie zmogły te pyły i wylądowałam w szpitalu, reszta zmaga się z nimi od półtora tygodnia.Jako rekonwalescent to ja wczoraj postanowiłam zająć się robieniem kwiatków(mieszkanie odmalowane i wysprzątane, reszta poczeka). Rozłożyłam ja sobie niebieski papier ,,kwiatkowy''  na stole, poszłam szukać kleju i nożyczek-wracam do kuchni   i co widzę? Nietoperz postanowił złożyć mi akurat w tym momencie wizytę. Rozsiadł się na papierze i co mu powiem  by się przesiadł to  zgrzyta  i prycha na mnie. Z nietoperzem wojny prowadzić nie będę przecież, tym bardziej, że do dzisiaj nie wiem, czy nietoperze gryzą, poszłam więc do pokoju włączyłam tv i za chwilę oknem wlazł mi konik polny na głowę.Tego to już było za dużo.Zaczęłam się drzeć jak opętana, ten biedak omal zawału nie dostał i kompletnie zgłupiał. Stanął naprzeciw mnie i patrzył się jak na idiotkę, potem polazł na telewizor. Też nie wiem czy one gryzą ludzi-ale wiem , że ma bardzo szorstkie nóżki, brr.... W efekcie mam w domu nietoperza i konika-ale jeden wlazł za szafki, drugi siedzi  na półce za scindapsusem. Może im się znudzi albo się nawzajem pozjadają, byle nie na moich oczach. Nietoperz boi się Kajtka, a Kajtek konika.Też mi kot bohater, konik łaził po podłodze a kot zwiał na klatkę schodową. Nie umiem robić zdjęć,ale jak już ochłonęłam ze strachu to moich gości tak jak potrafiłam, tak sfotografowałam. Oto oni:

niedziela, 1 lipca 2012

,, Bóg zamykając jedne drzwi, natychmiast otwiera nam drugie''

Do napisania tego posta skłania mnie pewna rozmowa oczekujących  w kolejce do gabinetu lekarskiego.Zdaję sobie sprawę z tego , że jest sporo prawdy w powiedzeniu :,, Bóg zamykając jedne drzwi, natychmiast otwiera nam drugie'', tylko my mocno wystraszeni nie potrafimy ich dostrzec. Ale jak to powiedzenie ma się do choroby? Chyba nijak .Zastanawiam się co w nas takiego tkwi, że nawet w nieuleczalnej chorobie  doszukujemy się jakiegoś mistycyzmu(brakuje mi chyba odpowiedniego słowa na określenie ).W tej rozmowie padły słowa: ,, dzięki Bogu moja choroba wiele mnie nauczyła''. Czego konkretnie-oprócz tego, że życia nie da się repetować-może nauczyć choroba nowotworowa, bez szans na wyleczenie? Czego chce nas nauczyć Bóg doświadczając cierpieniem nie do zniesienia? Być może ja jestem zbyt głupia -ale nie umiem tego zrozumieć. Nie rozumiem w jaki sposób  Stwórca mógłby spokojnie patrzeć , jak cierpiący człowiek- jakby nie było Jego własne dzieło- przez ból obdarty z godności ludzkiej  pobiera cenne nauki. No cóż, niby na nauki nigdy nie jest za późno, ale .... Zgadzam się  , że opieka nad ciężko chorym człowiekiem uczy opiekuna : cierpliwości, pokory, może również tego, jak nie postępować w życiu by nie stać się takim ,,obiektem naukowym''. I  pisząc to wszystko absolutnie nie siebie mam na myśli, żeby była jasność. Ja na bunt moich płuc pracowałam sumiennie 40 lat, spalając furę papierosów. Więc w razie nieszczęścia będę stanowić żywą naukę, że z papierosami to lepiej wcale nie zaczynać.Naukę dla innych, bo dla mnie to już żadna nauka.  Płuca  już  mi stanęły okoniem -a repetować prawie pół wieku życia się nie da. A nawet gdyby można było, pewnie też bym była nałogowym palaczem, bo zawsze się liczy na to, że to nie będę ja.
PS. Żeby nie było, że ja tylko marudzę to informuję : zrobiłam trzy cudne wiązanki kwiatów z krepiny,  ale zdjęcia moich prac absolutnie cudne nie są, co widać. Bordowego koloru róż mój aparat nie widzi, albo ja jestem kompletny gamoń i tego aparatu ustawić nie potrafię, dlatego tylko jedne pokazuję.