Obserwatorzy

niedziela, 30 września 2012

Udało mi się ! Przynajmniej ja to tak widzę, zrobiłam mój pierwszy koszyczek z gazet  i tak go zagospodarowałam. Zdaję sobie sprawę z tego, że osoby zajmujące się pleceniem dłuższy czas w mojej pracy znajdą same mankamenty-ale kiedyś i ja się nauczę perfekcyjnie je pleść, mam przynajmniej taką nadzieję.Chociaż? Fotografowania się nie nauczyłam. Na domiar złego ,,zgubiłam'' (czyli wykasowałam jakimś cudem) gdzieś program do edytowania i obrabiania zdjęć a paintem nie umiem się posługiwać. Pobrać go od nowa też nie mogę, bo zapomniałam jak się nazywał, a właściwie nie zapomniałam, tylko jakoś tak nigdy nie zwróciłam uwagi na jego nazwę-ot , syn wgrał i ustawił , się otwierało to edytowałam, obcinałam, poprawiałam kolor . Koszyczek pomalowałam dwukrotnie lakierobejcą, wreszcie przestał cuchnąć. Kwiatki( w zamyśle pełniki) zrobiłam z niemiłosiernie żółtej krepiny-i chyba tylko mnie się podobają, bo kolor może o ból głowy przyprawić, a ja go widzę idealnie. Będzie zdobił mój pokój, nie odważyłabym się kogokolwiek nim uraczyć.
Jeszcze muszę  nauczyć mojego kotka Kajtka by nie robił sobie w nim legowiska. Dzisiaj przekonała go reklamówka.

wtorek, 25 września 2012

Ale się porobiło

Było już w miarę spokojnie i poważnie a tu taka wiadomość-zamieniono ofiary katastrofy. Nie jestem w stanie tego ogarnąć a  jak  ma uporać się reszta rodzin   z tymi faktami? Chyba już nigdy nie będą pewni, że płaczą, modlą się , składają kwiaty na,, właściwych'' grobach,grobach z ich najbliższymi. Komentują wszyscy. I o ile nie dziwią mnie już komentarze polityków-oni są w komentowaniu tego faktu całkowicie przewidywalni -tak przerażają mnie komentarze zwykłych  ludzi, nie związanych z polityką.Teraz to już kompletnie nie wiadomo , kto swój a kto wróg. Jeszcze tydzień temu można było odgadnąć dla kogo wyrocznią w tej sprawie jest Macierewicz , dla kogo głos Kościoła, a kto obstaje murem za Tuskiem.Dzisiaj  przez chwile posłuchałam ludzi i wyszło mi na to, że od wczoraj do jednego worka ci ludzie pakują p.  Kopacz, Tuska, księdza, który był na miejscu katastrofy, Wassermanównę i obie Gosiewskie a także  syna i wnuka p. Anny Walentynowicz. Są wściekli na wszystkich po równo.To jest jakiś horror. Chyba złość i jad odbiera nam rozum-bo jak inaczej to nazwać. Rozumiem , że premier jest m.in. i od tego by  wkurzeni Polacy mieli na kim złość skumulować, (nie od dziś wiadomo, że ,,wszystkiemu winien Tusk')' ale reszta? Nie sądzę by kłamali wszyscy , którzy tam byli. Uważam, że każdy ma prawo do pewności, że w grobie znajduje się najbliższa mu osoba-rodzina p. Anny również. I za żadne pieniądze nie chciałabym oglądać upublicznionych zdjęć z badań sekcyjnych a to rzekomo byłby najlepszy dowód, że Kopacz nie kłamała.  Wystarczająco zniesmaczył mnie Deresz piszący o szczegółach poszukiwań zwłok pani prezydentowej. Widocznie chciał aż tak dobrze, że stracił zdrowy rozsądek chłopina.

poniedziałek, 24 września 2012

Znowu ułatwili korzystanie z bloga, tyle , że mnie te ułatwienia do szewskiej pasji doprowadzają.Jak już przyzwyczaję się do jednego to zaraz mi coś pozmieniają .
Czekam na wyniki z histopatologii i strasznie się denerwuję, więc ,,zabijam'' czas pleceniem koszyczków z gazety. Samo wyplatanie nawet mi się podoba, ale wykończenia to już inna kwestia. Nie umiem,każdy z koszyków jest  wykańczany na ,,czuja'' a nie według sztuki wikliniarskiej.A malowanie tych wyrobów zlecę chyba następnemu pokoleniu bo też nie umiem, z pędzelkami, kredkami, farbami to mnie nigdy po drodze nie było.Użyłam lakiero-bejcy do umalowania dwóch i ślady tego paskudztwa śmierdzącego są wszędzie, zresztą najpierw przy otwieraniu nowej puszki połowa  zawartości na mnie się wylała( wieczko nie chciało ,,puścić''-więc użyłam siły), do dziś domyć się nie mogę.Mam ekologiczny lakier ale nie wiem czym go zabarwić żeby litery na tych koszykach zakryć. Mam nawet wodną bejcę, ale jak jej wleję do puszki to to już chyba lakier nie będzie.A zresztą czy ja lakiernik jakiś by na takich cudach się znać? Wypadałoby pomalować najpierw tą bejcą-ale na mokro to te koszyki wyglądają jak zmokła kura-a jak się porozłażą?
Bez tej ,,części artystycznej'' to one wyglądają mniej więcej tak:







pS. Janeczko i basiululo
-ja nie wezmę robótki w kolejki do lekarzy, bo nie chcę wzbudzać niezdrowej sensacji-ja te robótki trzymam pięć cm od oczu w trakcie wykonywania bo słabo widzę i czułabym straszny dyskomfort. W domu też robię tylko wtedy, gdy mi nikt na ręce nie patrzy, w innym przypadku zaczynają mi dygotać i nerwowo się robi. Lekarz okulista też byłby niezbyt miły gdyby mnie z frywolitką zobaczył, oj nie byłby.

środa, 19 września 2012

Dopiero środa, a ja od poniedziałku mam tyle emocji , że starczyłoby na cały miesiąc.Siedemnastego września  urodził mi się wnuk-i to jest jedyna dobra wiadomość od początku tygodnia.Cały poniedziałek ,,zaliczałam'' kolejno: ginekologię. porodówkę, chirurgię, położnictwo , pulmonologa. Pulmonologa oczywiście na własny rachunek, pozostałe na okoliczność wnuka. I jednego już jestem pewna, by się leczyć u lekarzy trzeba mieć cholernie  mocne zdrowie.I nerwy.Kilkugodzinne kolejki u specjalistów wytrzymują spokojnie i w idealnym humorze ludzie, którym nudzi się w domu. Czterdzieści osób w kolejce dyskutujących głośno na temat kwalifikacji różnych lekarzy i własnych ,,bardzo poważnych'' dolegliwości  do białej gorączki mnie doprowadziło.W momencie, gdy wreszcie nadeszła moja kolej do lekarza to mnie wszystkie dolegliwości ,,oddechowe''opuściły a zaczęły boleć dwa zęby, i to te ,które mi 30 lat temu dentysta wyrwał. Najbardziej dołuje mnie myśl, że takich specjalistycznych poradni muszę zaliczyć jeszcze kilka w najbliższych dniach. Rozchoruję się z nerwów jak nic.I chyba spokojnie(spokojnie-tylko dlaczego jakąś trzęsawkę czuję) poczekam jeszcze kilkanaście dni na wyniki badań-jeśli nie będzie w nich czegoś alarmującego, to ja spokojnie zajmę się moimi robótkami a   niech się leczą cierpliwi .Jeśli będą mało optymistyczne to mnie nie na chorobę tylko z nerwów szlag trafi.Ups, tom sobie ponarzekała.

piątek, 14 września 2012

Zakapiorskie Bieszczady - 8. "Gadający wierszem" o Ryszardzie Szocińskim...

Bieszczady - Gmina Lutowiska cz. 3





Humor mam mniej więcej taki jak kolor tła bloga. Z dnia na dzień coraz mocniej się denerwuję. Setka spraw do załatwienia ,,na ryło'' a ja po pewnym, dość przykrym zabiegu -szepczę zaledwie. I jeszcze tego szeptu mam nie nadużywać. Bądź tu człowieku dobry,  w słuchaniu to ja nigdy za dobra nie byłam. Wpadłam więc na pomysł, że  zamiast gadać byle co to ja Wam pokażę kawałek najcudniejszego miejsca na ziemi,oczywiście najpiękniejsze -bo moje. Śmieszny Was mój lokalny patriotyzm ?
 Nastał czas, że na potrzeby marketingu tworzy się legendy, historie  związane z danym miejscem, a moje Bieszczady jako jedyne takich zabiegów nie wymagają. Tutaj legendy i historia stawała się sama, bez upiększeń na rzecz turystyki.Bywali i bywają jeszcze  tutaj ludzie, jakich nigdzie indziej się nie uświadczy. Ja wiem, że ludzie, którzy żyją wedle ustalonych reguł i konwenansów zaraz zaczną marudzić, że w Bieszczady same dziwaki i dziwadła wybywały. Może i tak-ale tutaj żyli jak chcieli, nikomu krzywdy nie czyniąc.Po wielu z nich zostały  wspomnienia, wiersze, rzeźby, obrazy. I oczywiście powstały o nich legendy, czasami odstraszające , bo przesycone oparami alkoholu,  mało ,,wychowawcze'' ale nietuzinkowe.

piątek, 7 września 2012

Zdążyłam przeczytać wpis na blogu Korwina-Mikke nim go usunął i do dziś zastanawiam się czy się oburzyć czy pokiwać głową z litością nad wpisującym. Niby każdy z nas ma prawo do wyrażania własnego zdania, ale ...czasami prywatne poglądy kogoś strasznie ranią .I nawet nie chodzi mi o jego zdanie o olimpijczykach inwalidach, ale o sposób w jaki to przedstawia. Porównywanie kobiety siedzącej w domu aż zniknie jej pryszcz z twarzy z człowiekiem, który mimo widocznego kalectwa trenuje i i zmaga się z własnym, mniej wydolnym  organizmem by osiągnąć sukces jest obrzydliwe i w formie i w założeniu. Przerażające jest też to,że komentujący wpis zwolennicy poglądów Korwina doszukują się  prawd, których ten tekst nie zawierał. Być może nie umiem czytać tekstu ze zrozumieniem ale ja nie znalazłam w nim intencji piszącego  , by była jedna olimpiada, wspólna dla zdrowych i inwalidów. Przecież wyraźnie ten pan stwierdza, że chcemy oglądać ludzi pięknych, mądrych, sprawnych. Nie kaleki . Bo,, kto z kim przestaje takim się staje''. Czego tak bardzo obawia się JK-M? Że stanie się brzydki i zdefasonowany obracaniem się w towarzystwie kalek, że zaszkodzi mu nawet patrzenie przez szkło ekranu na inwalidów?. Dlaczego więc przez długi czas publicznie występował w tv, mordując ludzi swoją nietypową wymową? A może zaszkodziło mu przebywanie obok ludzi , którzy mają problemy z wymową ? Przecież,, z kim przestajesz takim się stajesz''?
Kobiety pryszcze próbują przesiedzieć w domu, więc inwalidzi według Korwina również powinni przesiedzieć w domu brak nóg lub rąk?

niedziela, 2 września 2012

Nareszcie koniec wakacji


Wiem, wzdycham do szkoły jak pilny uczeń, ale opiekowanie się wnukami dało mi nieźle w kość, więc czekałam już na koniec wakacji z utęsknieniem.Nie jestem złą babcia, bardzo kocham moje wnuki, jednak już nie te siły, nie ten refleks, nie ta cierpliwość no i coraz bardziej nie te oczy. Malcy to zauważają i wykorzystują moją słabość przeciwko mnie.  Nabiegałam się za nimi i z nimi więcej przez miesiąc niż w ciągu ostatnich dwóch lat. Ale i tak najbardziej końca wakacji wyglądał chyba mój kot Kajtek. Biedny, z nadmiaru uczuć wnuk mu nie dawał chwili oddechu. Alan kocha koty jak ja,ale Kajtek od tego kochania dostał  pierwszego dnia szoku i trwa w nim cały miesiąc.Jeszcze nigdy koty z całego osiedla nie okupowały mu w jego własnej kuchni  miski z jedzeniem, więc tak na wszelki wypadek gryzie wszystkie koty, które zbliżają się do naszego podwórka.Gryzie nawet kotkę znajomej, a to to już ewidentna oznaka szoku.Jeśli te wszystkie  koty nadal będą siedzieć za moimi drzwiami to sąsiedzi chyba mnie eksmitują.No może nie tylko za te koty . Licho mnie podkusiło nauczyć się pleść koszyczki z gazetowych rurek.W ramach nauki zrobiłam różne takie niby koszyczki ( krzywe niemiłosiernie)  i koniecznie musiałam je pomalować. Z braku pomysłu wykorzystałam cuchnącą jak sto nieszczęść  lakierobejcę . Teraz cuchnie cały budynek, chociaż malowałam je  na balkonie. Ja już chyba nie będę tego plecenia uczyć   się  . Wszystko krzywe i śmierdzące mi wychodzi. Pracy mozolnej co niemiara a efekt? Płakać się chce. Oto dowód, że dobre chęci to nie wszytko.