Znowu ułatwili korzystanie z bloga, tyle , że mnie te ułatwienia do szewskiej pasji doprowadzają.Jak już przyzwyczaję się do jednego to zaraz mi coś pozmieniają .
Czekam na wyniki z histopatologii i strasznie się denerwuję, więc ,,zabijam'' czas pleceniem koszyczków z gazety. Samo wyplatanie nawet mi się podoba, ale wykończenia to już inna kwestia. Nie umiem,każdy z koszyków jest wykańczany na ,,czuja'' a nie według sztuki wikliniarskiej.A malowanie tych wyrobów zlecę chyba następnemu pokoleniu bo też nie umiem, z pędzelkami, kredkami, farbami to mnie nigdy po drodze nie było.Użyłam lakiero-bejcy do umalowania dwóch i ślady tego paskudztwa śmierdzącego są wszędzie, zresztą najpierw przy otwieraniu nowej puszki połowa zawartości na mnie się wylała( wieczko nie chciało ,,puścić''-więc użyłam siły), do dziś domyć się nie mogę.Mam ekologiczny lakier ale nie wiem czym go zabarwić żeby litery na tych koszykach zakryć. Mam nawet wodną bejcę, ale jak jej wleję do puszki to to już chyba lakier nie będzie.A zresztą czy ja lakiernik jakiś by na takich cudach się znać? Wypadałoby pomalować najpierw tą bejcą-ale na mokro to te koszyki wyglądają jak zmokła kura-a jak się porozłażą?
Bez tej ,,części artystycznej'' to one wyglądają mniej więcej tak:
pS. Janeczko i basiululo
-ja nie wezmę robótki w kolejki do lekarzy, bo nie chcę wzbudzać niezdrowej sensacji-ja te robótki trzymam pięć cm od oczu w trakcie wykonywania bo słabo widzę i czułabym straszny dyskomfort. W domu też robię tylko wtedy, gdy mi nikt na ręce nie patrzy, w innym przypadku zaczynają mi dygotać i nerwowo się robi. Lekarz okulista też byłby niezbyt miły gdyby mnie z frywolitką zobaczył, oj nie byłby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz