Wykonuję różne prace słuchając informacyjnej tv. Świat się chwieje w posadach, upadają gospodarki krajów europejskich a u nas? A u nas po prostu Eldorado. Dziennikarze, gazety, programy informacyjne no i ok pół tysiąca naszych, pożal się Boże, reprezentantów mają jeden problem: zostawić czy zdjąć krzyż w parlamencie.W całym chaosie gospodarczym w Europie my jedni nie mamy problemów. Najważniejszy okazuje się były parlamentarzysta, który osobiście wieszał tam krzyż.I czy właził z gwoździem i młotkiem po oparciu fotela czy drabinie, czy spadł czy to tylko plotka.I rozmowy z nim od rana w różnych kanałach . Ja mam pomysł jak uzyskać koncensus-skoro Polska z Krzyża wyrosła to niech krzyż obok godła w parlamencie wisi-a w kościołach niech wmontują orła i flagę, mogą nawet jakiegoś Bieruta czy inną mendę zawiesić . Kościół w Państwie - Państwo w Kościele. Sprawa załatwiona. No tak, tylko problem: krzyż kłuje w oczy Palikota.Hmm, co by tu -wiem, to niech mu na gwałtu rety tę maryśkę zalegalizują, przyćpa legalnie i sam nie będzie wiedział co widzi. Parlamentarzyści wreszcie zajmą się sprawami wagi państwowej i naszym być lub nie być-bo przez ich myślenie jakby sprawę krzyża załatwić , to my z torbami pójdziemy, no i faktycznie pod kościół-tam latami ludzie żebrali o jałmużnę.
Nie mam nic przeciwko krzyżowi, żeby było jasne.Ale skoro nie wrósł w ludzkie serca(poselskie) to i wiszący nad wejściem na salę obrad nic nie zmieni.
No i wkurzyłam się-o innych sprawach może potem, jak mi nerwy przejdą.
Obserwatorzy
piątek, 28 października 2011
wtorek, 25 października 2011
refleksja o stronach rodzinnych
Nie lubię tej pory roku. Mój ,,romantyzm w kościach'' nie cierpi listopada. Ta pogoda daje mi się we znaki- więcej szarych dni niż słońca, wczesny zmierzch, mgły, wilgoć- brrr. I jeszcze zbliżające się Święto Zmarłych.Nie spędzę go w mojej rodzinnej miejscowości- i nie poprawia mi ta świadomość nastroju, ale nic na to nie poradzę. Samoloty tam nie kursują a podróż samochodem trwa jak na moje możliwości zbyt długo.
Straciłam chęci do robienia czegokolwiek, chyba wpadam w jesienną depresję, o ile takowa istnieje.Co roku o tej porze czuję się jakoś wyjątkowo związana z moją rodzinną miejscowością, przez cały rok nie odczuwam żadnej tęsknoty za tym miejscem. Przez ćwierć wieku zmieniło się ono radykalnie, z biednej ale ślicznej wioski nad Kamienną stało się miejscem, na które turyści patrzą pożądliwym okiem, a marketing i biznesmeni zmienili ją w naszpikowaną plastikowymi ( licho wie właściwie z czego to jest) potworami dolinę, żródło dochodów. Moje ulubione miejsca, ścieżki- teraz dostępne za opłatą. Cóż, przywilej naszych czasów- z każdej możliwości korzystać, ale wcale mi się to nie podoba. Ludzie, którzy tam żyją być może nie zauważają absurdów, mają przecież korzyści z tego, że kwitnie turystyczny biznes no i mają też ,,nowoczesność'', która kusi każdego z nas. Duży kamień-głaz , który od pół wieku służył panom do załatwiania potrzeb po nadmiarze piwa(był zaraz za rogiem knajpy) -teraz wyszorowany, zaopatrzony w odpowiednio spisaną legendę jakoby był... i biznes się kręci, byle za darmo go nie dotykać, bo to ...no właśnie nie wiem nawet co-nie doczekałam końca , bo mnie i męża ze śmiechu skręcało od słuchania już początku tej legendy.I biedni turyści z rozdziawionymi buziami i błyszczącymi z podniecenia oczami chłonący te opowieści. A przecież ta miejscowość to również prawdziwa historia, historia ludzkich losów, o których nikt nie wspomina. Chciałabym usłyszeć(ale to zbyt smutny temat dla pragnących odpoczynku) o ludziach , którzy znikli w ciągu jednej doby podobno, a po których została tylko nazwa, zresztą również w zmienionej na cele marketingowie formie. Żyłam tam tyle lat i nigdy nie usłyszałam, by ktoś widzial lub słyszał jak ich hitlerowcy pacyfikowali, całe rodziny.Przeoczenie czy świadomy zanik pamięci powodowany przeżytym strachem? Historia miejsc to moja pasja, moje hobby od zawsze. Przecież ta miejscowość to nie tylko pałac Druckich Lubeckich ale też zwyczajni ludzie, którzy tworzyli historię tego miejsca.
Straciłam chęci do robienia czegokolwiek, chyba wpadam w jesienną depresję, o ile takowa istnieje.Co roku o tej porze czuję się jakoś wyjątkowo związana z moją rodzinną miejscowością, przez cały rok nie odczuwam żadnej tęsknoty za tym miejscem. Przez ćwierć wieku zmieniło się ono radykalnie, z biednej ale ślicznej wioski nad Kamienną stało się miejscem, na które turyści patrzą pożądliwym okiem, a marketing i biznesmeni zmienili ją w naszpikowaną plastikowymi ( licho wie właściwie z czego to jest) potworami dolinę, żródło dochodów. Moje ulubione miejsca, ścieżki- teraz dostępne za opłatą. Cóż, przywilej naszych czasów- z każdej możliwości korzystać, ale wcale mi się to nie podoba. Ludzie, którzy tam żyją być może nie zauważają absurdów, mają przecież korzyści z tego, że kwitnie turystyczny biznes no i mają też ,,nowoczesność'', która kusi każdego z nas. Duży kamień-głaz , który od pół wieku służył panom do załatwiania potrzeb po nadmiarze piwa(był zaraz za rogiem knajpy) -teraz wyszorowany, zaopatrzony w odpowiednio spisaną legendę jakoby był... i biznes się kręci, byle za darmo go nie dotykać, bo to ...no właśnie nie wiem nawet co-nie doczekałam końca , bo mnie i męża ze śmiechu skręcało od słuchania już początku tej legendy.I biedni turyści z rozdziawionymi buziami i błyszczącymi z podniecenia oczami chłonący te opowieści. A przecież ta miejscowość to również prawdziwa historia, historia ludzkich losów, o których nikt nie wspomina. Chciałabym usłyszeć(ale to zbyt smutny temat dla pragnących odpoczynku) o ludziach , którzy znikli w ciągu jednej doby podobno, a po których została tylko nazwa, zresztą również w zmienionej na cele marketingowie formie. Żyłam tam tyle lat i nigdy nie usłyszałam, by ktoś widzial lub słyszał jak ich hitlerowcy pacyfikowali, całe rodziny.Przeoczenie czy świadomy zanik pamięci powodowany przeżytym strachem? Historia miejsc to moja pasja, moje hobby od zawsze. Przecież ta miejscowość to nie tylko pałac Druckich Lubeckich ale też zwyczajni ludzie, którzy tworzyli historię tego miejsca.
środa, 19 października 2011
Wczoraj uczestniczyłam w spotkaniu zorganizowanym z okazji Dnia Białej Laski, było bardzo sympatycznie. Jeden dzień w roku, gdy nie trzeba się przejmować, że człowiek popełni jakąś gafę, że ktoś oceni nieprzychylnie fakt, że coś nam nie wyszło.Chociaż w porównaniu z innymi niedowidzącymi ja widzę dość dobrze.Póki człowiek odróżnia kolory, widzi światło, wystarczająco widzi kształty , przynajmniej w przybliżeniu ,póty ma prawo twierdzić, że właściwie jest w pełni sprawny.Byłam bardzo dumna z siebie-moje kwiaty, które tam zawiozłam podobały się bardzo wszystkim gościom, oczywiście gościom dobrze widzącym.Niepotrzebnie się stresowałam, że oni mogą dopatrzeć w nich coś, czego ja nie dałam rady dopatrzeć, jakieś niedoskonałości-ale sponsorzy obdarowani nimi przez przewodniczącą, wsadzający nosy w bukiety-i stwierdzający,-, nie pachną'', wystarczyły mi za wszystkie oceny. Udało mi sie zrobić kopie żywych kwiatków-hurra! Tylko mój mąż parskający śmiechem na całą salę na widok pań z nosami w bibule , popsuł mi radość- no bo co jak co, ale przecież nie wypadało. Dziś już otrzymałam następną propozycję wystawy moich prac-ale nie dam rady -do 15-stego listopada wiele nie narobię. To zabiera sporo czasu- ja nie mam zapasów- robię na bieżąco. A tak naprawdę to mi się na razie nie chce.
Na spotkaniu umilały nam czas występy dzieciaczków -robiły to bardzo sprawnie-wyczucie rytmu ma się od urodzenia albo wcale. Było mi żal, że musiałam wcześniej wyjść z tej imprezy-to jednak kawał drogi- a ja w domu zostawiłam bez opieki Kajtka, który narozrabiał jak szalony- cały wieczór zbierałam powywalane kwiaty z doniczek, pozściągane narzuty z łóżek-tego nie przewidziałam, taka kruszynka a takie mocne pazurki.
Na spotkaniu umilały nam czas występy dzieciaczków -robiły to bardzo sprawnie-wyczucie rytmu ma się od urodzenia albo wcale. Było mi żal, że musiałam wcześniej wyjść z tej imprezy-to jednak kawał drogi- a ja w domu zostawiłam bez opieki Kajtka, który narozrabiał jak szalony- cały wieczór zbierałam powywalane kwiaty z doniczek, pozściągane narzuty z łóżek-tego nie przewidziałam, taka kruszynka a takie mocne pazurki.
piątek, 14 października 2011
moje Bieszczady
Kocham moje miejsce zamieszkania, cały mój patriotyzm (o ile go czuję) skumulował się na Bieszczadach.Historia tego regionu pasjonowała mnie na długo przed podjęciem decyzji, że to jest to, miejsce ,w którym chcę spędzić życie. ,,Wizualnie'' znam ten piękny region w takim stanie w jakim zastałam go po przyjeździe do Bieszczadów.W 1985 roku już nie był ani całkiem dziki, ani zakątkiem, który oparł się cywilizacji. Chociaż był bardzo trudnym miejscem i czasami jest nadal. Wczoraj znalazłam w internecie niesamowitą stronę-o Bieszczadach , jakich nie dane mi było zobaczyć. Autor, pan Jacek Nawrot miał szczęście-on je poznał i utrwalił na fotografiach. I te fotografie skłoniły mnie do tego wpisu na blogu. Ja, ja mu poprostu zazdroszczę, że osobiście widzial je wtedy, a ja nie. Chciałabym, by ci co odwiedzają mój blog również zobaczyli jak tu dziko i cudnie bylo ponad pól wieku temu-sprawdźcie, proszę: http://www.twojebieszczady.pl/dawne/retro.php
Takich Bieszczadów już nie ma, jedynie potoki i rzeki podobnie wyglądają po dużych opadach .
Nie ma cerkwi(pięknej) w Lutowiskach( na zdjęciu) , nie zdążyłam -jej zobaczyć. I jest mi żal-jacy my glupi jesteśmy i ta glupota przechodzi z pokolenia na pokolenie. Drewno z cerkwi na kościól w Dwerniku - co za matoł to wymyśłił? Niechby stała - to kawał historii naszej miejscowości. Ja wiem, że sentymentalna ze mnie gęś, ale tak mam i nic na to nie poradzę. Zastanawiam się czy opuszczony kościół lub cmentarz katolicki stanowiłby w ludzkich umysłach jakąś barierę , która powstrzymałaby mieszkańców przed dewastacją tych miejsc. Chyba tak, przynajmniej mam taką nadzieję.
Jak ja rozumiem pewnego chłopaka z moich ulubionych czatów, który kategorycznie stwierdzil wczoraj, by reszta znajomych trzymała się swojego brzegu rzeki-bo mu jego urokliwe miejsca zadepczą.
zdjęcie z artykułu p. J.Nawrota |
Takich Bieszczadów już nie ma, jedynie potoki i rzeki podobnie wyglądają po dużych opadach .
Nie ma cerkwi(pięknej) w Lutowiskach( na zdjęciu) , nie zdążyłam -jej zobaczyć. I jest mi żal-jacy my glupi jesteśmy i ta glupota przechodzi z pokolenia na pokolenie. Drewno z cerkwi na kościól w Dwerniku - co za matoł to wymyśłił? Niechby stała - to kawał historii naszej miejscowości. Ja wiem, że sentymentalna ze mnie gęś, ale tak mam i nic na to nie poradzę. Zastanawiam się czy opuszczony kościół lub cmentarz katolicki stanowiłby w ludzkich umysłach jakąś barierę , która powstrzymałaby mieszkańców przed dewastacją tych miejsc. Chyba tak, przynajmniej mam taką nadzieję.
Jak ja rozumiem pewnego chłopaka z moich ulubionych czatów, który kategorycznie stwierdzil wczoraj, by reszta znajomych trzymała się swojego brzegu rzeki-bo mu jego urokliwe miejsca zadepczą.
czwartek, 13 października 2011
Aby się stało-ks Jan Twardowski
Gwiazdy by ciemniej było
smutek by stale dreptał
oczy po prostu by kochać
choć z zamkniętymi oczami
wiara by czasem nie wierzyć
rozpacz by więcej wiedzieć
i jeszcze ból by nie myśleć
tylko z innymi przetrwać
koniec by nigdy nie kończyć
czas by utracić bliskich
łzy by chodziły parami
śmierć aby wszystko się stało
pomiędzy światem a nami
nie wiem, czy ten kwiatek można bezkarnie publikowac na swoim blogu, ale nie mogłam się powstrzymać. Bardzo mi sie spodobał więc go z czyjegos bloga skopiowałam, nim mnie ktoś ,,dopadnie'' to się nacieszę.
wtorek, 11 października 2011
W.. niemiłości jak na wojnie -wszystkie chwyty dozwolone
Do dzisiaj znałam powiedzenie ,,w miłości jak na wojnie -wszystkie chwyty dozwolone'' Od dziś prawdziwsze wydaje mi się właśnie takie jak w tytule posta. Dlaczego gdy kończy się miłość(?) samo stwierdzenie tego faktu nie wystarcza, tylko trzeba gnoić drugą osobę, by udowadniać swe racje? Jakby samo stwierdzenie faktu , że ,,nie kocham jej, jego ''nie wystarczało by odejść z podniesioną głową. Niekochana osoba ( zakochana bez pamięci) i tak cierpi, nie musi wysłuchiwać litanii swych ,,błędów'', potknięć, braków fizycznych i psychicznych. Przyglądam się kilku parom na wojennej ścieżce i przestałam już cokolwiek rozumieć.Przecież tak naprawdę zakochujemy sie i odkochujemy bez racjonalnego powodu. A jedyny błąd jaki zaistniał to pomylenie stanu zakochania z miłością. Do tego momentu jestem w stanie pojąć ludzi-ale od chwili, gdy zaczyna stosować się najpodlejsze chwyty by ukarać partnerkę, partnera za własną pomyłkę w ocenie uczuć-ja już niczego nie rozumiem.Czy za własne błędy zawsze musi odcierpieć ktoś inny? Dziwni ludzie, którym potrzeba bylo 12 lat na uzmysłowienie sobie , że się nie kochają. Że nawet nie miało co się skończyć bo ponoć nigdy nie istniało-więc skąd na litość boską czwórka dzieci-przez pomyłkę, czy jak? To obca para-więc łatwo oceniać ją bez angażowania się emocjonalnego-zresztą ich pomysł bym ,,świadczyła''o ich racjach mnie rozśmieszył. I pewnie zupełnie niepotrzebnie powiedziałam im w oczy bez ogródek co o nich myślę, ale pomysł z włóczeniem mnie do sądu kompletnie im z głowy uleciał.A to najważniejsze.Trudniej bez emocji podchodzić mi do rozpadającego się związku bardzo bliskich mi osób-kocham ich oboje i obojgu mi żal. I to nie oni a chyba ja nie umiem uporać się z tym faktem.
pośniegowe resztki moich róż |
poniedziałek, 10 października 2011
i wszystko jasne-prawie
I po wyborach, wszystko wiadomo, no prawie wszystko. Jeszcze przez jakiś czas na Kubę nie trzeba wyjeźdżać, to chyba dobrze. Troszkę umiarkowania mimo wszystko nadal by się przydało. Przywódca PiS-u niby potrafi przegrywać, a jego elektorat niezbyt-znów słyszę od znajomych , że ,,coś w trawie piszczy(śmierdzi)'' bo to niemożliwe, by przegrac o słuszną przeciez sprawę. No cóż, widocznie Polska marzeń p. Kaczyńskiego to niekoniecznie Polska marzeń Polaków. Słuchałam co wszyscy w tej kampanii obiecywali, o czym mówili. Niezbyt pasuje do sytuacji określenie , którego użyję, ale przez całą kampanię wyczuwałam u p. Kaczyńskiego jakiś taki sentyment sarmacki. To przekonanie o wielkości Polski(oczywiscie ona jest wielka-bo nasza własna), ale czy będąc tego pewnym należy co pięć minut o tym zapewniać? Niestety to nie po Sarmatach odziedziczyliśmy milość do ojczyzny, odwagę, męstwo, dumę narodową-mamy to we krwi, my tacy jesteśmy: dumni, nieugięci, cenimy tradycję.. Ale mamy też niejako w genach zakodowany odruch powodujący, że w momencie gdy brakowało nam argumentów chwytaliśmy za szabelkę. Przeciez schyłek sarmatyzmu to juz tragiczny obraz sarmaty. A ludzie cenią sobie chwile spokoju i już nie wierzą w ,,gruszki na wierzbie'', czemu dali dowód w obecnych wyborach.
A teraz koniec mądrzenia, moje kociątko zbytnio zainteresowało się klawiaturą a to wygląda zazwyczaj tak:
A teraz koniec mądrzenia, moje kociątko zbytnio zainteresowało się klawiaturą a to wygląda zazwyczaj tak:
niedziela, 9 października 2011
Jestem bardzo ciekawa wyników dzisiejszych wyborów. Każdy popierający swych ,,idoli'' jest przekonany o ich zwycięstwie. Czytam wypowiedzi potencjalnych wygranych i włosy mi stają dęba. Jeszcze przedwczoraj słuchając znajomych i nieznajomych, opowiadających o swych priorytetach wyborczych uważałam, że to pojedyńcze przypadki takiej bufonady. Jakoś inaczej człowiek odbiera wypowiedź słowną, inaczej gdy widzi napisane to samo. A wypowiedzi w stylu: ,, od poniedziałku wyślemy was na Kubę lub do Putina'' są przerażające. I zgoła nie pojedyńcze. Więc tak skończą się nadzieje ludzi, że można do rządów zaprosić samego Boga? A tak pięknie to brzmiało i wzbudzało nadzieję.Prawie uwierzyłam, że będzie dobrze.Nie ważne, że słów o Kubie nie powiedział żaden z kandydatów, ale elektorat ma przecież sporo do powiedzenia-to nie z posłami a z ich wyborcami żyjemy obok siebie. Bóg od zawsze kojarzy mi się z niegraniczoną niczym Miłością. Cóż, może ta milość i jest wsród elektoratów , ja może tylko za ślepa by ją dostrzec. Co w nas jest takiego, że nim zaczniemy cokolwiek budować to najpierw wszystko burzymy. Dobra dla narodu nie osiagnie się ani wysyłając przeciwników do Putina, ani burząc kościoły, kraj bez katolików wcale nie bedzie lepszy, tak, jak nie będzie lepszy bez ateistów, czy inaczej myślących.
sobota, 8 października 2011
Niech to...
To tak jakbym zabezpieczyla moje kwiaty przed zimą, niech to licho . Usnęłam w piękne lato-obudziłam się w śnieżną zimę. I po moich kwiatach, pelargonie, róże połamane. Faktycznie-u nas nawet prognozy pogody się nie sprawdzają-była mowa o ochłodzeniu, ale o śniegu na początku pażdziernika to chyba nie.
A z okazji jutrzejszych wyborów chyba ,plącze mi się po głowie fragment tekstu ,,Raz dwa trzy'' (chyba dobrze spamiętałam autorstwo')
,,...żyjemy w kraju cudownych metafor
w czasach początków złudzeń i zmian
i jeśli przyjdzie zapłacić nam za to
dawno nie będzie nas...''
Hmm... może potem napiszę co o tym wszystkim myślę , bo znów złamię ciszę wyborczą i mi gotowi karę wlepić.
A z okazji jutrzejszych wyborów chyba ,plącze mi się po głowie fragment tekstu ,,Raz dwa trzy'' (chyba dobrze spamiętałam autorstwo')
,,...żyjemy w kraju cudownych metafor
w czasach początków złudzeń i zmian
i jeśli przyjdzie zapłacić nam za to
dawno nie będzie nas...''
Hmm... może potem napiszę co o tym wszystkim myślę , bo znów złamię ciszę wyborczą i mi gotowi karę wlepić.
piątek, 7 października 2011
.....
Wreszcie skończyłam zamówienie-ulżyło mi. Podjęłam mocne postanowienie- do końca pażdziernika nie dotknę się bibuły. I od razu błąka mi się po głowie myśl: to czym ja się zajmę? Może wreszcie zrobię porządek na balkonie. Pora również zabezpieczyć kwiaty balkonowe przed zimą, tylko niech mi wyschną już te bibuły ze środków zabezpieczających kwiaty przed kurzem. Tak wyglądają pozostawione do wyschnięcia na balkonie moje ostatnio zrobione kwiatki. Jeszcze wysuszyć, poskładać po trzy do bukietów, ozdobić(hmmm...tylko czym?) i gotowe .
niedziela, 2 października 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)