Wczoraj uczestniczyłam w spotkaniu zorganizowanym z okazji Dnia Białej Laski, było bardzo sympatycznie. Jeden dzień w roku, gdy nie trzeba się przejmować, że człowiek popełni jakąś gafę, że ktoś oceni nieprzychylnie fakt, że coś nam nie wyszło.Chociaż w porównaniu z innymi niedowidzącymi ja widzę dość dobrze.Póki człowiek odróżnia kolory, widzi światło, wystarczająco widzi kształty , przynajmniej w przybliżeniu ,póty ma prawo twierdzić, że właściwie jest w pełni sprawny.Byłam bardzo dumna z siebie-moje kwiaty, które tam zawiozłam podobały się bardzo wszystkim gościom, oczywiście gościom dobrze widzącym.Niepotrzebnie się stresowałam, że oni mogą dopatrzeć w nich coś, czego ja nie dałam rady dopatrzeć, jakieś niedoskonałości-ale sponsorzy obdarowani nimi przez przewodniczącą, wsadzający nosy w bukiety-i stwierdzający,-, nie pachną'', wystarczyły mi za wszystkie oceny. Udało mi sie zrobić kopie żywych kwiatków-hurra! Tylko mój mąż parskający śmiechem na całą salę na widok pań z nosami w bibule , popsuł mi radość- no bo co jak co, ale przecież nie wypadało. Dziś już otrzymałam następną propozycję wystawy moich prac-ale nie dam rady -do 15-stego listopada wiele nie narobię. To zabiera sporo czasu- ja nie mam zapasów- robię na bieżąco. A tak naprawdę to mi się na razie nie chce.
Na spotkaniu umilały nam czas występy dzieciaczków -robiły to bardzo sprawnie-wyczucie rytmu ma się od urodzenia albo wcale. Było mi żal, że musiałam wcześniej wyjść z tej imprezy-to jednak kawał drogi- a ja w domu zostawiłam bez opieki Kajtka, który narozrabiał jak szalony- cały wieczór zbierałam powywalane kwiaty z doniczek, pozściągane narzuty z łóżek-tego nie przewidziałam, taka kruszynka a takie mocne pazurki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz