Obserwatorzy

wtorek, 11 października 2011

W.. niemiłości jak na wojnie -wszystkie chwyty dozwolone


pośniegowe resztki moich róż
 Do dzisiaj znałam  powiedzenie  ,,w miłości jak na wojnie -wszystkie chwyty dozwolone''  Od dziś  prawdziwsze  wydaje mi się właśnie takie jak w tytule posta. Dlaczego gdy kończy się miłość(?) samo stwierdzenie tego faktu nie wystarcza, tylko trzeba gnoić drugą osobę, by udowadniać swe racje? Jakby samo stwierdzenie faktu , że ,,nie kocham jej, jego ''nie wystarczało by odejść z podniesioną głową. Niekochana osoba ( zakochana bez pamięci) i tak cierpi, nie musi wysłuchiwać litanii swych ,,błędów'', potknięć, braków fizycznych i psychicznych. Przyglądam się kilku parom na wojennej ścieżce i przestałam już cokolwiek rozumieć.Przecież tak naprawdę zakochujemy sie i odkochujemy bez racjonalnego powodu. A jedyny błąd jaki zaistniał to pomylenie stanu zakochania z miłością. Do tego momentu  jestem w stanie pojąć ludzi-ale od chwili, gdy zaczyna stosować się najpodlejsze chwyty by ukarać partnerkę, partnera za własną pomyłkę w ocenie uczuć-ja już niczego nie rozumiem.Czy za własne błędy zawsze musi odcierpieć ktoś inny? Dziwni ludzie,  którym potrzeba bylo 12 lat na uzmysłowienie sobie , że   się nie kochają. Że nawet nie miało co się skończyć bo ponoć nigdy nie istniało-więc skąd na litość boską czwórka dzieci-przez pomyłkę, czy jak? To obca para-więc łatwo oceniać ją bez angażowania się emocjonalnego-zresztą ich pomysł bym ,,świadczyła''o ich racjach mnie rozśmieszył. I pewnie zupełnie niepotrzebnie powiedziałam im w oczy bez ogródek co o nich myślę, ale pomysł z włóczeniem mnie do sądu kompletnie im z głowy uleciał.A to najważniejsze.Trudniej  bez emocji podchodzić mi do rozpadającego się związku bardzo bliskich mi osób-kocham ich oboje i obojgu mi żal. I to nie oni a chyba ja nie umiem uporać się z tym faktem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz