Obserwatorzy
poniedziałek, 31 stycznia 2011
Dziwne hobby
Nie rozumiem takiego hobby, ale niektórzy je mają, cóż ludzie kochają różne rzeczy, ja poezje i kwiaty, a mój znajomy kocha zbierać rogi i je oprawiać. Wykonuje z nich najróżniejsze rzeczy, mnie najbardziej podobają się żyrandole z rogów.Osobiście nie umiałabym poruszać się wśród ścian zawieszonych takimi ozdobami (nawet nie znam ,,fachowych'' terminów : rogi, poroże?), albo ja albo rogi by ucierpiały, ale wygląda to urzekająco. Ostatnio szukam dobrego powodu , dla którego ja powinnam od niego kupić sobie z jedną parę, jeszcze nie wiem po co, ale skoro podjął decyzję o częściowej wysprzedaży tych zbiorów? O wiem, takie rogi mogą mi służyć np. jako wieszak na torebki, parasolki-tylko to ponoć profanacja- zły powód kupna.Mam nadzieję , że coś wymyślę nim zainteresowani je wykupią.Są piękne.
niedziela, 30 stycznia 2011
Jak ja coś wymyślę, to ni przypiął ni przyłatał. Najpierw wymyśliłam te kwiatki z bibuły a teraz mam problem. Odbieram telefony z zamówieniami na nie i muszę odmawiać-kwiaty są tylko do odbioru osobistego. Pół dnia spędziłam na rozmowach z producentami opakowań kartonowych, bezskutecznie. Firma , która zgodziła się wykonać takie opakowania liczy sobie drożej za jedno pudło niż ja za te kwiatki-czyli kompletnie chybiony pomysł.Dlaczego ludzi nie interesują bibułkowe lub krepinowe kwiaty o wysokości np. 35 cm , te łatwiej spakować, a są równie ładne i dekoracyjne.
I jeszcze ten mój wredny kociak,kwiatka robię cały dzień a on go ,,rozpracowuje' w ciągu jednej chwili- można wyjść z siebie i nie wrócić.Nie wiem czy koty rozróżniają kolory, ale jeśli nie, to mój i tak kocha niebieski kolor. Bez sensu? Możliwe, ale zostawia wszystkie inne a na niebieskie urządza polowanie. Tylko na chwilę otworzyłam drzwi-wystarczyło by wywlekł z bukietu niebieskiego i ,,jeździł ''na nim po całym domu.Ile razy skorzysta z chwili nieuwagi domowników-tyle razy wyciąga właśnie niebieskie kwiatki .Stąd mój wniosek, że lubi ten kolor.
"Nasz słony rachunek" Adam Ziemianin
Kto nas zmówił na wspólną wyprawę
kto nam kruche wiosło do ręki włożył
kto nas puścił na mętne fale
kto tak dziwnie nasz kurs rozpisał
z kim się trzymać w tej wielkiej podróży
w kim sternika szukać w kim brata
w którym porcie zatrzymać się dłużej
aby znaleźć ziarno odpowiedzi
komu ufać a kogo się bać
gdzie się szukać i gdzie odnajdywać
nasz pokład - wciąż zimniejsza kra
w ślepym namiocie pytania mieszkają
bez odpowiedzi
bez odpowiedzi
kto nam kruche wiosło do ręki włożył
kto nas puścił na mętne fale
kto tak dziwnie nasz kurs rozpisał
z kim się trzymać w tej wielkiej podróży
w kim sternika szukać w kim brata
w którym porcie zatrzymać się dłużej
aby znaleźć ziarno odpowiedzi
komu ufać a kogo się bać
gdzie się szukać i gdzie odnajdywać
nasz pokład - wciąż zimniejsza kra
w ślepym namiocie pytania mieszkają
bez odpowiedzi
bez odpowiedzi
piątek, 28 stycznia 2011
kwiaty z bibuły cd.
I udało mi się , oto kilka poprawnie wykonanych kwiatków.To trudna praca przy asyście mojego kotka ale jestem zadowolona.
wtorek, 25 stycznia 2011
Kwiat z bibuły
Od dłuższego czasu błąkał mi się po głowie pomysł na kwiaty nie-kwiaty z bibuły. Dość mglisty pomysł.Bo chciałam by to był bardzo duży i wysoki kwiatek-dekoracja( ale nie np. malwa lub gladiola). Wczoraj zrobiłam , nie jest idealnie taki jakbym chciała, ale przy następnych się uda na pewno. Pasuje do pustych kącików w domu lub na klatce schodowej, jest wysoki( 106 cm), duży(ok. 26 cm średnicy) i nawet jeśli nie przypomina( a nie przypomina) żadnego kwiatka z natury to niewątpliwie będzie ozdobą.Żebym ja jeszcze umiała go sfotografować, ale ze mnie fotograf jak nie przymierzając z koziej pupy trąbka. No cóż, kwiatek jest, zdjęcie(!) też, a dalej to już musi zadziałać wyobraźnia . A ileż ja tych nawiasów nastawiałam? Polski to znam chyba tak jak i fotografowanie.
....
Dziś następna tragedia, zamach, zginęli niewinni ludzie.Zastanawiam się co właściwie czuję i dochodzę do wniosku,że chyba skamieniały mi uczucia.Nie czuję nic. Dzięki telewizji , informacjom radiowym, internetowi co dzień jesteśmy bombardowani wiadomościami o ,,świeżych'' ofiarach: zbrodni, wypadków, katastrof, działań wojennych, działań terrorystycznych. Zdarzyło mi się kiedyś słuchać dziennikarzy, którzy twierdzili, że takie wiadomości zwiększają oglądalność programów informacyjnych, sprzedaż prasy codziennej. Nie wierzę by ludzie słuchali wiadomości tylko dlatego, by usłyszeć lub zobaczyć, że ktoś komuś zrobił krzywdę, że zgwałcił, zamordował, podłożył bombę. A może się mylę? Może obowiązuje zasada: 35 ofiar, ponad 100 rannych to nie tak dużo,najlepiej poczekać na następne informacje-a nuż ci ranni rana nie doczekają? To byłby dopiero wielki w skutkach zamach.A może to ja jestem odczłowieczona, nie wiem, ale już w czasie szkoły im więcej nas uczono o ofiarch drugiej wojny światowej, im więcej książek o obozach koncentracyjnych czytałam, tym bardziej kamieniałam od środka. Pewnie,że żal mi ludzi, którzy nie zobaczą jutro słońca, bo jakiś fanatyk z bombką lata, żal, ale informacja o zamachach już mną nie wstrząsa. Dopóki nie ustaną przyczyny terroru, zamachy będa, szkoda tylko, że zawsze płacą życiem niczemu niewinni ludzie. I zawsze po śmierci tylu osób zaczyna się ta sama szopka, szukanie winnych takiemu stanowi rzeczy. I ten żal, żałoba po zmarłych czy to w zamachach, czy to w katastrofach blednie w obliczu wzajemnych oskarżeń: bo to ktoś czegoś nie dopilnował,bo ktoś przekroczył uprawnienia, bo ktos zbija kapitał polityczny na śmierci swych rodaków. A osierocone rodziny zostają ze swym bólem same i tylko włączając np. telewizor mogą oglądać targowisko próżności wszystkich tych, którym rzekomo bardzo zależy.
To nie ja spaskudniałam, to świat spaskudniał.
To nie ja spaskudniałam, to świat spaskudniał.
niedziela, 16 stycznia 2011
****
Zastanawiam się gdzie leży granica( o ile istnieje) między cierpliwością a poddaniem się wobec zaistniałych sytuacji.Czy ja mam jeszcze cierpliwość, czy już się kompletnie poddałam.Opieka nad chorą bliską osobą wymaga cierpliwości czy całkowitej rezygnacji z osobistego życia?Ja chyba się poddałam, bo cierpliwości to nie miałam nigdy, więc skądby u mnie się tak nagle pojawiła?
Godzin spędzonych poza domem w ciągu dwóch lat naliczyłabym w sumie może z czterdzieści ? Nigdy nie uwierzyłabym, że tak da się żyć, a jednak ....Tylko czy ja jeszcze żyję? Nawet więźniowie mają możliwość poodychania powietrzem innym niż w celi. Ja nie mam.Mam coraz częściej wrażenie, że jeśli natychmiast nie wyjdę z domu, to nie wyjdę już nigdy....I oczywiście nadal siedzę wśród czterech ścian. To się źle skończy, wiem o tym a jednak nic nie mogę temu zaradzić. A może ja przesadzam ze zmęczenia? Już sama nie wiem. Mogłoby być jeszcze gorzej, na przykład nie miałby mi kto donosić zakupów, załatwiać spraw w urzędach, chodzić po lekarstwa? Pewnie , że mogłoby,ale to, że narazie ma mi kto te rzeczy pozałatwiać jakoś wcale mnie nie pociesza. I nic tu nie pomoże talent lub jego brak, w organizowaniu sobie dnia, tygodnia, miesiąca. Rady mądrych ludzi, bym ustaliła sobie priorytety też do niczego mi się nie zdają. W każdej sytuacji i w każdej chwili dnia i nocy priorytet jest jeden- bardzo chora osoba. Najbliższa mi osoba- więc dlaczego czuję się jak uwięziona? Dlaczego mam wyrzuty sumienia, że jestem zmęczona, zdenerwowana, że podjęłam błędną decyzję? Że patrzę spokojnie jak wali się wszystko wokół mnie, jak powoli rozpada się moje życie osobiste, a ja chcę sprostać tylko temu jednemu obowiązkowi? Obowiązkowi, który powinien być dzielony a nie jest?To już chyba nawet nie cierpliwość a zwyczajna głupota i mam świadomość, że sporo będzie mnie kosztować.Tylko dlaczego nie potrafię inaczej? Poddałam się-nic lepszego nie wymyślę, więc będzie jak ma być.
Godzin spędzonych poza domem w ciągu dwóch lat naliczyłabym w sumie może z czterdzieści ? Nigdy nie uwierzyłabym, że tak da się żyć, a jednak ....Tylko czy ja jeszcze żyję? Nawet więźniowie mają możliwość poodychania powietrzem innym niż w celi. Ja nie mam.Mam coraz częściej wrażenie, że jeśli natychmiast nie wyjdę z domu, to nie wyjdę już nigdy....I oczywiście nadal siedzę wśród czterech ścian. To się źle skończy, wiem o tym a jednak nic nie mogę temu zaradzić. A może ja przesadzam ze zmęczenia? Już sama nie wiem. Mogłoby być jeszcze gorzej, na przykład nie miałby mi kto donosić zakupów, załatwiać spraw w urzędach, chodzić po lekarstwa? Pewnie , że mogłoby,ale to, że narazie ma mi kto te rzeczy pozałatwiać jakoś wcale mnie nie pociesza. I nic tu nie pomoże talent lub jego brak, w organizowaniu sobie dnia, tygodnia, miesiąca. Rady mądrych ludzi, bym ustaliła sobie priorytety też do niczego mi się nie zdają. W każdej sytuacji i w każdej chwili dnia i nocy priorytet jest jeden- bardzo chora osoba. Najbliższa mi osoba- więc dlaczego czuję się jak uwięziona? Dlaczego mam wyrzuty sumienia, że jestem zmęczona, zdenerwowana, że podjęłam błędną decyzję? Że patrzę spokojnie jak wali się wszystko wokół mnie, jak powoli rozpada się moje życie osobiste, a ja chcę sprostać tylko temu jednemu obowiązkowi? Obowiązkowi, który powinien być dzielony a nie jest?To już chyba nawet nie cierpliwość a zwyczajna głupota i mam świadomość, że sporo będzie mnie kosztować.Tylko dlaczego nie potrafię inaczej? Poddałam się-nic lepszego nie wymyślę, więc będzie jak ma być.
wtorek, 11 stycznia 2011
,,mierz siły na zamiary...''
Piękny cytat, ale w moim przypadku dalsza część cytatu byłaby słuszniejsza. Człowiek powinien wykonywać tylko to co umie i na czym się zna.Może i mądry człowiek tak postępuje, a ja durna ciągle podejmuję się robót ,o których nie mam fioletowego pojęcia. Skutek? Siedzę i zmagam się z liczbami, sprawozdaniami, bilansami, planami, uchwałami. I to wszystko w myśl zasady ,,ktoś musi mieć przechlapane''- padło na mnie bo zrobić to ktoś musi. Bardzo dawno jeden z profesorów od matematyki doradzał nam ,,szanujcie liczby-to wam się odpłacą''.No cóż, wtedy niezbyt rozumieliśmy co ma na myśli, uznaliśmy go za fascynata, dziwaka, matematyczną piłę..Dzisiaj co prawda też niezbyt rozumiem co miał na myśli(pewnie kochał matematykę i tyle)- ale pominąwszy to, że mnie to liczenie drażni i męczy, to muszę przyznać, że i wprowadza jakiś ład ,logikę w moim bałaganiarskim życiu.To jedno z niewielu zajęć, którego nie da się wykonać ,,na oko'' lub ,,po łebkach''.A ja tak kocham ,,skróty'' , fantazjowanie. I na co mi przyszło? Nie cierpię tego zajęcia, bo wymaga systematyczności. A ja nawet sprzątam,,na skróty'' ,czym doprowadzam do furii najbliższych. Jak mam lubić obliczanie rachunków strat i zysków, bilansów, rozliczeń skoro mnie większość każdego dnia upływa na intensywnym myśleniu jakby to zrobić coby się nie narobić? Stanowczo nie lubię stycznia , każdorocznego stycznia.I nigdy w życiu nie uczyłam się ekonomiki ani ekonomii.
czwartek, 6 stycznia 2011
Moje obawy związane z nowym rokiem się nie rozwiały. Pierwszym, który nie zaliczy tego roku ,,życiowo'' będzie mój kot, chyba, że nagle zacznie się zachowywać po kociemu, to mu daruję. Jedno małe kocię a potrafi cały dom wywrócić do góry nogami-ma gdzieś kary, napomnienia, krzyki. Zachowuje się jak dzikus. Ma paskudną cechę charakteru, skarcony nie ucieka do kąta, a wprost przeciwnie-odwraca sie i skacze na twarz karcącego. W efekcie to ciągle zjeżona, rozeźlona szara kulka. Miewałam równocześnie po kilka kotków w domu, ale pierwszy raz widzę, by kot, na którego się krzyknie , reagowal taką agresją.Kot sieje zamęt, a ja nie wiem dlaczego jestem odbiorcą wszystkich pretensji o popsute rzeczy. Przecież nie kazałam mu psuć, ja jedynie nie jestem w stanie nauczyć go dobrych manier.
Subskrybuj:
Posty (Atom)