Obserwatorzy

środa, 25 stycznia 2012

,,Gdy rozum śpi, budzą się upiory''

Od wczoraj , na skutek rozmowy z pewnym młodym człowiekiem( oczywiście rozmowy na komunikatorze internetowym), zastanawiam się nad prawem do wolności wypowiedzi w sztuce.( To wszystko dlatego, by oderwać się od problemów, z którymi trudno  mi    się uporać-taka ucieczka dla podratowania sił psychicznych). Czy taka wypowiedź artysty winna posiadać jakąś określoną prawem granicę? Nie mam pojęcia czy prawo winno kształtować granice w sztuce, czy sztuka  winna wpływać na kształtowamie  norm prawnych czy jakoś tak ( a to zajmuje tego chłopca) ale wiem na pewno , że trzeba ustalić co jest dziełem sztuki.I kto jest artystą.  A to nierealne. Jeśli dla kogoś Czarny kwadrat na białym tle Malewicza jest dziełem sztuki- widocznie postrzega go jako dzieło. Dla mnie jest tylko czarnym kwadratem, idealną figurą (?)geometryczną- nie wiem , nie rozumiem co artysta chciał przez niego o sobie powiedzieć. Jestem nieczuła na taką formę wypowiedzi, chociaż obraz ma walor estetyczny- mojego poczucia piękna nie rani, jest taki jakby go w ogóle nie było. A dla porównania  : Okropności wojny - ryciny Goi. Ofiary przemocy, terroru, zgoła nieestetyczne, szkaradne a patrzę na nie  i chociaż nie wiem nic o rysowaniu, więc nie mam pojęcia czy są narysowane dobrze czy źle-ale czuję  taki sam lęk przed bezsensem wojny jak czuł autor . I dla mnie , nawet gdyby to były ryciny jakiegoś człowieka anonimowego z Koziej Wólki to i tak są godne miana sztuki- bo dostarczają mi wrażeń. Jak prawnie ustalić kiedy np. akt jest sztuką a kiedy pornografią-skoro  to zależy od tego jaką wrażliwością cechuje się odbiorca i jakie normy kulturowe obecnie panują? Bardziej miarodajną wytyczną do ustalania kto jest artystą lub nie jest byłoby chyba to , czy patrząc na jakąkolwiek formę sztuki poprostu wiemy co nam ona przekazuje, czy  wymaga to słownej interpretacji  jej autora ,, bo ja chciałem pokazać''. Przecież skoro nie zrozumieli to znaczy jedno- źle to autor pokazał. I dopiero w takim przypadku powinny być prawne granice wolności wypowiedzi- na nic malowanie genitaliów na krzyżu, jeśli autor musi objaśniać co chciał przekazać swym ,,dziełem''. Sęk w tym, że to moje prywatne zdanie, i jak z niego zrobić normę prawną?

                 Wiem, za ,,wielki'' tytuł dla skromnego posta, ale gdy przyglądam się realiom naszego dnia powszedniego , tytuł ryciny Francisca Goi( ja ciągle w nawiązaniu do niego-ale podobają mi się jego prace)  błąka mi się gdzieś ,, z tyłu głowy''. Jest adekwatny  do obecnej sytuacji -wystarczy posłuchać informacyjnych mediów, poczytać dzienniki. Owszem, nie ma inkwizycji, ale żyjemy w kraju ciągłych komisji powoływanych niezależnie od siebie -ale zazwyczaj  takich samych tematycznie. Jeśli   powstaje jedna komisja do zbadania lub przeanalizowania czegoś tam, jest pewne jak w banku szwajcarskim, że w ciągu miesiąca powstaną jeszcze ze dwie takie same, ale złożone z innych  ,,ekspertów''. Żyjemy w demokratycznym kraju, i owszem, komisje mają racje bytu-nie przeczę. Tylko efekty ich prac mnie denerwują. Np. było zderzenie z brzozą i nie było zderzenia.A wnioski wypływają z tego samego materiału poddanego analizie.A mnie, jako zwykłemu szaremu obywatelowi demokratycznego państwa nasuwa się tylko jedno jedyne pytanie- kto za to płaci? Mam prawo zastanawiać się nad sensem niektórych działań rządu, parlamentu, polityków .  Czemu np. ma służyć ankieta przeprowadzana wsród uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych na temat legalizacji marihuany i podawanie wyniku w mediach? Trzeba ją zalegalizować bo 63 procent młodych ludzi, a właściwie dzieci jest za legalizacją? Przecież to chore, a ...rozum śpi ewidentnie. Tak samo jest z masowanym protestem przeciwko wolności w internecie. Z  tego to ja już nic nie rozumiem, mam słuchać piosenek z You Tube np. czy nie? Słucham cudzej pracy intelektualnej czy  ją ordynarnie kradnę?  Czy kradnę dopiero wtedy, gdy zgram ją na płytę i zaczynam sprzedawać jako oryginał? Czy jacyś tam ,,wysocy inkwizytorzy'' mają prawo mnie zlokalizować i określić bo włączam you tube dla posłuchania? Bo sprawa wolności wypowiedzi w internecie mnie aż tak nie zajmuje- skoro ludzie plują jadem anonimowo,  więc bezkarnie, to może   należy zastanowić się nad tak pojmowaną wolnością słowa. A zresztą nie wiem o co chodzi z tym blokowaniem stron rządowych-niech się mądrzejsi zastanawiają.

1 komentarz:

  1. Nie mam pojęcia gdzie są granice ale całkowicie się z Tobą zgadzam. Nie wiem też czy ci "mądrzy" na stołkach będą w stanie te granice ustalić. Co do legalizacji zioła-tez jestem w szoku, że wypytywali małolatów co jeszcze mają mleko pod nosem. Czyli co? uważają, że właśnie ta młodzież byłaby potencjalnym kupcem?

    OdpowiedzUsuń