Doszłam właśnie do wniosku, że muszę odpocząć od moich rachunków, bilansów bo czarno widzę te moje wyliczenia. Niby wszystko się zgadza w aktywach i pasywach , w stanie kont ,a ja mam niejasne wrażenie , że jest coś nie tak. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że żadnej kształconej księgowej w zasięgu wzroku, żeby mi te wątpliwości wyjaśniła. A ja? Ja w moim dość długim życiu nigdy żadnej fachowo prowadzonej księgi rachunkowej na oczy nie widziałam, a takie uczenie się na konkretną sytuację to jest horror-jestem za stara na naukę, niewyuczalna i zbuntowana , bo niby dlaczego ja mam to liczyć? Bo tak właściciele wspólnoty zdecydowali? I to nie w ramach uznania dla mojej wiedzy ekonomicznej a tylko ze względu na oszczędności bo nas na utrzymywanie księgowej nie stać? No cóż , zawsze ktoś jeden musi mieć przechlapane-padło na mnie.
Musiałam odłożyć na czas bliżej nieokreślony prace , które lubię i na których się znam dość dobrze.
Zbliżają się ,,psie zaprzęgi''w mojej miejscowości , impreza , na której zazwyczaj sprzedajemy nasz produkt lokalny: frywolitki, ozdoby, kwiaty z bibuły i inne. Nie zrobiłam na tę ,,okoliczność'' niczego, nie mam też nic w zapasie. Gnębi mnie myśl, że obiecałam wykonać na styczeń pięć bukietów z krepiny . I z różnych powodów nie mogę się do tej pracy zebrać. Niby prace z bibuły i frywolitki to żadne dzieła sztuki ale trzeba mieć pomysł i ,,wizję'' co i jak chce się wykonać. A moje ,,wizje '' od dłuższego już czasu dotyczą tylko spraw bardzo przyziemnych i namacalnych. Może faktycznie człowiek powinien martwić się tylko tymi problemami, którym jest w stanie osobiście zaradzić, a nad tymi, których nie może rozwiązać przejść do ,,porządku dziennego''? Pewnie tak, tylko ja jestem jakaś nierozgarnięta i tracę zdrowie z powodu spraw, w których nic nie mogę , a które spędzają mi sen z powiek. Na nic tłumaczenie bliskich mi osób,że pora odciąć pępowinę, że każdy człowiek żyje na własny rachunek,że dzieci dorosłe mają prawo do pomyłek i błędnych decyzji. Ja przecież to wszystko wiem , ale jak widzę cenę , którą moje dziecko płaci za jedną błędną decyzję to faktycznie zapominam ,że tę przysłowiową pępowinę rozdzielono nam prawie trzydzieści lat temu. I na dodatek obserwując tę sytuację zastanawiam się jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią. Wiem, ze to brzmi absurdalnie-ale tak jest. Zraniona miłość zbyt łatwo przeradza się w nienawiść. Za łatwo.A może tylko matki kochają bezwarunkowo-już nic nie wiem.
Ech życie... Trzymaj się. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńsprawdzam. czy mozna komentować. irish
OdpowiedzUsuń