Obserwatorzy

czwartek, 25 sierpnia 2011

,,...Trzeba wstać, otrzeć łzy, trzeba żyć...''




Potrzebuję  solidnego  kopa   by jeszcze ten jeden raz znaleźć  powód do trwania. Że też człowiek tak krótko żyje a tyle ma kłopotów na głowie- jakby te parę lat w spokoju nie można było-odechciewa mi się wszystkiego.Świat staje na głowie , a ja tak lubię spokój. Pamiętam jak pewna starsza o trzydzieści parę lat  pani twierdziła, że człowiek ma tylko dwa etapy w życiu: dzieciństwo i ...starość. Kilkadziesiąt lat temu takie stwierdzenia mnie bardzo śmieszyły-teraz uważam , ze znajoma wiedziała co mówi. Jeśli mieliśmy fuksa i urodziliśmy się w normalnej rodzinie to pierwsze kilka lat jesteśmy szczęśliwi, chociaż  dziecko nie zdaje sobie z tego sprawy. Potem już tylko szukamy szczęścia, usuwając kłody sprzed nóg.
Zastanawiam się  co zmieniło się  w ciągu 30 lat w kobiecym  rozumowaniu . Skąd takie przemieszanie priorytetów? Być może,  że jestem przysłowiowy ,,beton '', ale trudno mi uwierzyć, że w ciągu tak krótkiego czasu( a więc zgoła nienaturalnie?) tak się pozmieniało wszystko. Właściwie to jak wierzyć, że z powodu zmiany obyczaju  dziewczynom do szczęścia nie potrzebny już stały związek, małżeństwo , ,,mecyje'' związane ze ślubem, pewność, że tworzy się rodzinę ? Już przestały marzyć o ,,sukni z welonem''? Rozumiem zmiany  w obyczajności, rozumiem  prawo wyborów-ale na moją głupią ,starą głowę to żadna swoboda wyboru a jedynie zgoda na to co jest nam łaskawy  zaoferować nasz partner. No właśnie a co jest nam gotowy zaoferować? Wolność? Prawo  odejścia, gdy się znudzi związek? Sobie czy nam? Rozstania  bez kłopotów formalnych?  Przecież to kpiny. A co gdy pojawiają się dzieci?   


                                                               W wygodny sposób dla nas dorosłych usprawiedliwiamy się przed samym sobą, że ten związek nie wytrzymał próby czasu i każemy to zrozumieć dzieciom, lub mówimy, że  są za małe by cokolwiek zrozumieć? Tylko kto powiedział , że  małe dzieci nie mają prawa czuć? Że to co lepsze dla mamy lub taty jest równie dobre dla maluchów? Ot, to jest ten postęp-nieliczenie się z cudzymi uczuciami- byle dobrze dla mnie, a reszta niech się dostosuje. Nie podoba mi się to,  ja jednak chyba jestem ten ,,beton'', i nie ma się co liczyć z moim zdaniem.

1 komentarz:

  1. Myślę podobnie. Ostatnio usłyszałam, że jestem fanatykiem własnych poglądów i nie idę z duchem czasu. Może i tak...

    OdpowiedzUsuń