Obserwatorzy

środa, 15 maja 2013

....

Od czasu, gdy gdzieś przeczytałam informację, że marchew to owoc , ślimak to ryba słodkowodna a banany muszą być tylko proste, sądziłam, że nic mnie już nie zadziwi. Do wczoraj.Od wczoraj próbuję legalnie postawić garaż -blaszak na swojej własnej posesji. I już nie wiem czy jestem bardziej zadziwiona czy wkurzona na maksa  przepisami. Grunt mój własny, blaszak również-ale decyzje już nie należą do mnie a odpowiednich urzędów. A tyle było o prawie własności, miało być święte. Dzisiaj zwaliła mnie z nóg kwota, którą mi policzono  orientacyjnie, około 7 tysięcy za : wykonanie projektu przez upoważnioną osobę, wyrysy i wypisy z czegoś tam, opłaty skarbowe za kopie mapek, za złożenie dokumentów o pozwolenie. W wolnym kraju czuję się zniewolona i wykorzystywana. I zmuszana do nadużyć-przecież ja ten blaszak albo postawię na dziko albo ominę prawo budowlane na ile się da. I bądź tu człowieku uczciwy. Nie wyłożę 7 tys. za postawienie kawałka blaszaka wartości tysiąc sto złotych . Nie przytwierdzonego na stałe do gruntu. I to tylko z tej przyczyny  , że tworzący prawo nigdzie w ustawie  nie użyli nazewnictwa ,,garaż blaszak” i dlatego jest traktowany jak budynek.  Budynek, którego nie ubezpieczy żaden ubezpieczyciel bo… to nie budynek , ponieważ nie jest na stałe powiązany z podłożem. Ktoś z nas kpi. Wyłudza w majestacie  prawa pieniądze. Uczą nas na wszelkie sposoby patriotyzmu-ale jak kochać kraj, w którym na własnej działce bez pliku papierów i horrendalnych opłat i absolutnie nie wchodząc,, w drogę ”sąsiadom  nie mogę postawić nawet wychodka? W którym państwowe urzędy(gminy) publicznie oferują zapłatę za donos  na właściciela nielegalnego garażu. W którym nic nie jest moje? A właściwie jest, gdy trzeba opłacać podatki ale gdy ma się ochotę zadysponować własnością okazuje się,  że sto urzędów należy najpierw słono  opłacić? To co jest właściwie moje?